Posiadłość R. Royce'a

Vincent wywrócił jedynie oczami, nie chcąc dać się sprowokować – jego kochanka, jego sprawa. Czy coś. Jeszcze jakby faktycznie miał tą kochankę... To, że był kimś zainteresowany nie znaczyło od razu, że zdradzał żonę. Chociaż akurat żona to mu najbardziej powiewała w tym momencie. Westchnął tylko, kiedy Max zadał pytanie o teorie spiskowe. No i się zaczęło! W tej jednej chwili zaczął żałować, że nie poszedł po soczek z Anią. Tam przynajmniej nie musiałby słuchać nakręconego Robina.

— Plotki twierdzą, że jest wręcz przeciwnie. — Parsknął ostatecznie na stwierdzenie młodszego brata, że nie jest taki łatwy. — Jakie znowu światła?

Vincent zmarszczył brwi, spoglądając na brata z odrobiną niedowierzania. Co on tam znowu wygadywał? I dopiero po chwili dotarł do niego cały sens jego wypowiedzi. Usiadł na kanapie, pochylając się w jego stronę. Światła nad jeziorem? W Walii?! Kaszlnął trochę, jakby czekając na coś więcej, ale brat postanowił szantażować Maxa i przekonywać go do wpakowania ich wszystkich w tarapaty. Oczywiście, jak Vincent chciał się czegoś więcej dowiedzieć to Robin nie był chętny do opowiadania sam z siebie. Jak nakręcił się na żaboludzi, o których nikt nie chciał słuchać to potrafił się na siłę wprosić na kolację tylko po to, żeby opowiedzieć o tym całej rodzinie przy stole. No skaranie boskie!

— Co ty gadasz. Jakie światła? Przecież byliśmy na Mistrzostwach i nie wiem jak ty, ale ja nic nie widziałem. Co to w ogóle za jezioro?